Narajama stanisławowska


Taras Prohaśko

Jakiekolwiek apele patetyczne do społeczności już są nie na miejscu. Byłyby one komiczne i bezradne. Wyglądałyby na natrętny protest przeciwko zdrowemu rozsądkowi. Jak pisali publicyści sowieccy – w bezsilnym wrogości zoologicznej przeciwko świetlanej przyszłości... Jak pisano w latopisach – lisy warczą na czerwlone hełmy... I tak w ogóle, skazani mają zostać zabici.

W notatkach dawnych podróżników Stanisławów zachwycał nie ohydnym i nie nadającym się do życia śródmieściem, a miłymi budyneczkami pośród sadów i ogrodów poza granicami wałów. Teraz może się wydawać dziwne, że ten rajski teren był tak blisko. Pamiętamy jeszcze najważniejsze oazy – Konowalca, Mazepy, Szewczenki, Kopernika, Króla Daniela. Nie mówiąc już o Kolonii Niemieckiej, Górce, Maizli... Te wszystkie budyneczki, które kształtowały naturalny wygląd miasta, trafiły do chimerycznej kategorii „zabudowań o niskiej wartości” i okazały się niepotrzebne. Każdy z nich jest na celowniku. Są rozbierane, zjadane przez buldożery, plugawione przez dobudówki... Wszystko jest bardzo racjonalne, zgodne z prawem i postępowe.

„Jakie ładne, zielone, przytulne i czyste miasteczko”, - tak mówili wszyscy przyjezdni. Jak dobrze nam mieszkać w naszym mieście – mówiliśmy. Więcej tego nie będzie. Zapominając o tym, że nie warto bić po twarzy, bo nią się pracuje. Zapominając o Courbousiem, który zniszczył Europę bardziej, niż wszystkie bombardowania. Nasze miasto utraci swój urok i niepowtarzalność ogrodu. Ewolucji nie można powstrzymać poprzez żadne sentymenty. Tysiące rodzin, mieszkających w Stanisławowie, przeniosą się do wymarzonych mieszkań. Budowniczy nie mogą nie wykorzystać swej złotej szansy. Takie rzeczy można jakoś wytłumaczyć chyba że poprzez psychoanalizę – kastracja – to dobrze, rozwiązuje ona mnóstwo problemów, zwalniając od ciężaru odpowiedzialności; samokastracja – jeszcze lepiej.

Stara legenda japońska opowiada o górze Narajamie, na którą dorośli dzieci wnosiły starych rodziców. Dzieci same decydowały, kiedy im pora umierać. Ciężko niosły żyjącą mamę po zaśnieżonym zboczu, dziękując, żegnały się i zostawiały na szczycie bez jedzenia i ciepłych ubrań. Dzieci wiedziały, co ma być, rodzice też. Ot, zwykły przejaw uwolnienia, ewolucji i rozwoju.

O pozostałościach po starym Stanisławowie nie ma, co mówić. Nie ma, co się sprzeciwiać i walczyć. Można się obejść bez przywiązania i nostalgii. Są rzeczy, których się nie powstrzyma, zaś cały dyskomfort środowiska można wyjaśnić przez własne starzenie się.

Pozostaje tylko zapamiętywanie i fotografowanie twarzy najbliższych, skazanych na likwidację. Trzeba już teraz się przyzwyczajać do życia w cudzym mieście. Nie narzekać. Uczyć się przebaczać. Rozwijać wyobraźnię. Przygotowywać się do swej Narajamy.




Wróć do strony głównej